Abraham Mateo

Abraham Mateo

niedziela, 28 lutego 2016

Dedyk dla Naty Celeban

Hej! Postanowiłam wziąć się za dedyki.

Naty:
Właśnie czytałam moją ulubiona książkę.
- Naty nie uwierzysz - do mojego pokoju wbiegła przyjaciółka.
- Chociaż daj mi spróbować Kim, a tok w ogóle to co ty tu robisz? - zapytałam.
- To ja tu przychodzę do ciebie z takim newsem a ty zadajesz mi głupie pytania - skarciła mnie kumpela.
- No dobra, dobra mów, bo umrę z ciekawości - zaśmiałam się.
- Wiesz kto przyjeżdża do Polski? - spojrzałam na nią z irytowaniem - Abraham Mateo.
- Coo? Dlaczego? - zamurowało mnie - nie.
- Oj nie takiej reakcji się spodziewałam po tobie tancerki i dziewczynie tego przystojniaka... - nie dokończyła.
- Przestań!! - Nie jestem jego dziewczyną, ani tancerką. To było kiedyś! - rzuciłam książką o ścianę.
- I tak uważam, że powinnaś pójść na koncert i z nim porozmawiać. Uwierz mi to dobry pomysł. Chcę dla ciebie jak najlepiej - Kim siadła obok mnie.
- Okey, ale jak coś się stanie to będzie dym - obie zaczęłyśmy się śmiać. Nie powinnam się tak denerwować, ale bardzo cierpiałam jak musiałam wracać do polski i zostawić go w Hiszpanii, a poza tym to podoba mi się ktoś inny. Zack z mojej klasy.
- Idziemy do sklepu? - z zamyślenia wyrwała mnie dziewczyna.
- Co? - zapytałam zdezorientowana.
- Musisz błyszczeć na koncercie. Kto wie może jeszcze z nim zatańczysz - Kim wyszłam na środek pokoju i zaczęła z nim tańczysz. Przynajmniej tak to miało wyglądać, a ja gapiłam się na nią jak na największego idiotę świata. Potem oboje wybuchłyśmy śmiechem.
************
Po zakupach rzuciłam się na łóżko i rozmyślałam:
Nie wiem jak przeżyję ten koncert i to spotkanie. Wyznanie mu, ze nie możemy się spotykać i, ze nie będę dla niego tancerka to była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. pamiętam to jak dziś.
------------------------
Serce biło mi ja młot. Chyba bałam sie z nim rozmawiać. Po chwili odważyłam się i zadzwoniłam do drzwi jego willi.
- Cześć skarbie - pocałował mnie w policzek - Coś się stało? - zapytał mnie z troską.
- Musimy porozmawiać. Przejdziemy się?
- Pogadać tak, ale na dworze jest trochę zimno, więc wolałbym tutaj - chłopak wpuścił mnie do domu, a ja szybko pobiegłam do jego pokoju i rzuciłam się na łóżko.
- Powiesz mi co się stało? - Abraham staną nade mną.
- Gdyby to było takie proste - powiedziałam w poduszkę i usiadłam na podłodze, a chłopak razem ze mną - nie wiem jak mam zacząć, jak ci to powiedzieć.
- Wyjeżdżam do Polski... na zawsze - zaczęłam.
- No to co? Przecież będziesz przyjeżdżać - nastolatek spojrzał na mnie.
- Nie będę - szepnęłam - to koniec Abri. Koniec wszystkiego - skuliłam się i rozpłakałam.
- Nie wierzę - krzyknął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami, a ja przez jakiś czas nie potrafiłam spójrzeć na świat. Po dziesięciu minutach stwierdziłam, że nie przyjdzie, więc ruszyłam w stronę drzwi.
- Już idziesz? - obejrzałam się, a na łóżku leżał Abe. Chciałam coś powiedzieć - przepraszam, że tak zareagowałem, ale... - nic już nie powiedział, bo mocno go przytuliłam - wiem, że to głupie, ale obiecaj mi, że zerwiemy dopiero jak wylądujesz w Polsce - szepną mi do ucha.
- Obiecuję - po moim policzku spłynęła łza. Ostatni czas spędziliśmy razem.
-------------------------
****************
Chwilę przed snem zastanawiałam się czy do niego zadzwonić. Cały czas miałam jego numer telefonu, a zbyt późno nie było. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Słucham - nic nie powiedziałam. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Wiedziałam, że o mnie zapomniał - powtarzałam na głos. Zostanie w domu nie wchodziło w grę, bo Kim mnie wypchnie z mieszkania i osobiście zawiezie na ten przeklęty koncert. Mimo tego, że wcześniej myślałam, że przyjedzie, żeby się ze mną spotkać to nie chcę iść tam.



sobota, 13 lutego 2016

Abraham niee!

Hej! To ostatnia część historii Anaztazji i Abrahama.

Anaztazja:
Wreszcie skończyła się ta koszmarna noc, ale dzięki niej wiem, że moja decyzja była słuszna. Wiem, że Abri mnie kocha i nie pozwoli mnie skrzywdzić. Kiedy się obudziłam chłopaka już nie było obok mnie. Postanowiłam jeszcze trochę poleżeć szczerząc się do siebie, ale nie długo to trwało. Słysząc szmery dochodzące z kuchni postanowiłam sprawdzić co reszta tam robi. Kiedy znalazłam się tam gdzie wszyscy zdziwiła mnie nieobecność Jowity.
- A gdzie.. - nie zdążyłam dokończyć.
- Zmyła się - odpowiedział Ethan.
- Wróciła do siebie. Napisała, że nie da rady i chce zmienić się na lepsze - dopowiedział Zack.
- Dziwne przecież jesteśmy najlepsi i nie da się zmienić na lepsze - zaśmiał się Abraham.
- jak się spało? - pytanie skierował do mnie Chris, ale mój Abe posłał mu gniewne spojrzenie. Natomiast ja na chłopaka spojrzałam pouczająco, a Chrisowi posłałam uśmiech.
- Nieźle - odpowiedziałam i poszłam do do lodówki zobaczyć co mogę zjeść.
- Opowiesz mi ten koszmar - szeptem zapytał Abraham.
- Nie. nie chcę o tym gadać - uśmiechnęłam się do chłopaka. Niestety mój wyraz twarzy nie zmieniał się przez długi czas.
- Śmiejesz się, bo nie wiesz co zjeść prawda? - szepną do mojego ucha chłopak.
- Nie. Dlatego, że na początku nie byłam pewna czy chcę odmienić ten związek, ale teraz wiem, że chcę od nowa to zbudować z tobą - mocno się do niego przytuliłam - i nie wiem co zjeść - chłopak zaczął się śmiać.
- Co powiesz na naleśniki? - po chwili powiedział gdy się ode mnie odkleił.
- Brzmi pysznie.
- Okey. To Abraham zrobi ci śniadanie, a ty może byś się przebrała - dodał Zack.
- No faktycznie wybadałoby - dopowiedział swoje Ethan. Poszłam do pokoju i zajrzałam do szafy z ubraniami.
-Nie mam w co się ubrać - krzyknęłam zła.
- Załóż coś ładnego skarbie - odpowiedział mi chłopak,który smażył naleśniki. Zrezygnowana rzuciłam się na łóżko. Chyba długo tak leżałam.
- Ana chodź na ... to ty jeszcze nic nie wybrałaś? - zapytał zdziwiony Abraham.
- Nie mam w co się ubrać - powiedziałam zirytowana.
- Jak to nie masz? Zobacz ta szafa jest pełna twoich ubrań. Załóż różową bluzkę z czarnymi, krótkimi spodenkami i fioletowe martensy, a w pasie zawiąż sobie fioletową koszulę.
- Dobra, ale zakupy i tak cię nie ominą. Szykuj się na 14:00.
- Nie. Błagam. Zobacz ile masz ubrań - chłopak zaczął protestować.
- Abri kochasz mnie?
- Potraktuje to jako pytanie retoryczne.
- W takim razie szykuj się na 14:00, a teraz chodź ze mną zjeść śniadanie.
**********
Abraham:
- Ana to ty idź do sklepu, ja będę w kącie, bo się umówiłem z Taylorem. Jakby coś się stało to dzwoń - pocałowałem ją w policzek.
- Okey - odpowiedziała krótko - Czekaj, a kto to?
- Mój brat. To ja idę - ruszyłem w stronę KFC.
***********
- Może byś mi powiedział co u ciebie. Dawno cię nie widziałem - zaczął Taylor.
- A daj spokój. Same problemy i... - nie zdążyłem dokończyć, bo w pobliżu rozległ się strzał. Szybko pożegnałem się z bratem i pobiegłem do sklepu gdzie znajdowała się moja dziewczyna. W butiku nikogo nie było. Wszystko było rozwalone, na ladzie przy kasie leżała kartka. "Twoja zguba i... znajdują się tam gdzie zabiłeś mojego ojca". Przeklinając w myślach ruszyłem w stronę podanego miejsca.
*************
- Gdzie ona jest?! - krzyknąłem.
- Spokojnie. Bez nerwów... - nie dałem mu dokończyć.
- Gdzie?! - Zapytałem ponownie.
- Nie przerywaj mi! Spójrz w górę - faktycznie na schodach stała Anaztazja, a obok niej. Nerwy przejęły nade mną kontrolę. Wyciągnąłem pistolet i zastrzeliłem jedenego. Chciałem załatwić drugiego.
- Nie radziłbym. Jeżeli go zastrzelisz twoja księżniczka razem z bratem odejdą z tego świata - spojrzałem w drugą stronę. Tam stał Taylor - Możesz ocalić jedną osobę. Kogo? - słysząc to przez serce przeszło sto noży.
Anastazja :
Byłam pewna, że nie wybierze mnie. Do moich oczu napłynęły łzy, których nie nie mogłam zatrzymać.
- Ja... chyba... brata. Przepraszam - spojrzał na mnie, ale ja nie potrafiłam dopiero po długiej chwili odważyłam się.
- Abraham nieeeee!!!! - w moich oczach pojawiły się łzy. Było za późno. Chłopak wychował pistolet w swoją głowę i pociągnął za spust.